Po 'samotnie' spędzonej sobocie nadszedł czas na grupową wycieczkę na wyspę Lamma. Jinny i Jeska zabrały nas na trzecią co do wielkości wyspę w Hong Kongu.
Choć blisko stąd do centrum Hongkongu (pół godziny promem) to znaleźć tu można głównie sielskie krajobrazy, osady rybackie i rolnicze, a także osiedla pełne cudzoziemców. Znajdują się tu tylko dwie wioski - jedna na północy, druga na południu wyspy.
Poranek był bardzo deszczowy. Sami wątpiliśmy czy się rozpogodzi. Na szczęście po przycumowaniu do portu w Yung Shue Wan wyszło słońce. Miasteczko przywitało nas długim molem, wzdłuż którego przyczepione były tuziny rowerów.
Yung Shue Wan leży nad zatoczką, a domy stoją na nizinie i wzgórzach wokół.
Ponieważ we wsi pojawia się coraz więcej obcokrajowców i niedzielnych turystów, przy głównej ulicy pootwierano liczne bary i restauracje - od knajpek z przekąskami do wytwornych restauracji.
Zaciekawił mnie sposób w jaki sprzedawano tutaj napoje. W skrzynkach, gdzie normalnie znajdują się warzywa pełno było puszek różnego rodzaju napojów.
Na szczęście wszystkie lokale nie zepsuły uroku wsi, a niska zabudowa, brak ruchu samochodowego i nadmorska lokalizacja przyciągają tych, którym znudziła się miejska dżungla Hongkongu.
Jednak, żeby nie było tak kolorowo, na przeciwko ładnych willi rozpościera się widok niechlujnych podwórek w tle z 3 kominami wielkiej elektrowni.
Na skraju wsi zaczyna się betonowa ścieżka, która mija połacie wysokich traw, gaje bananowców i akacji, kolorowe domki aż dochodzi do plaży.
Zanim jednak dotarliśmy na plaże, zatrzymaliśmy się w jednym z 'barów', w którym sprzedawano świeże tofu, czyli taki dziwny ser :P W smaku jest to bardzo mdłe, aczkolwiek można porcje polać słodkim sosem, co znacząco poprawia smak...
W końcu dotarliśmy do wioski przy której znajdowała się plaża. Ciekawy klimat tam panował.
Plaża Hung Shing Ye jest bardzo ładna, jednak woda okazuje się bardzo zanieczyszczona. Nie miałem odwagi wejść do morza, gdy z daleka widziałem pełno śmieci i odpadów. Przyczyną może być umiejscowiona w bliskim sąsiedztwie gigantyczna elektrownia. Jej 3 kominy widać z każego punktu na wyspie.
Jednak mimo to plaża cieszy się dużą popularnością. Wokół zlokalizowane są knajpki, miejsca na grilla, restauracje oraz całe zaplecze sanitarne.
Plusem jest obecność gęstych drzew, które dają zbawienny cień podczas upalnych dni. My postanowiliśmy spędzić tutaj większą część dnia. Część skorzystała z kąpieli w morzu, jednak większość wolała się tylko poopalać :)
W drodze powrotnej odwiedziliśmy stuletnią świątynię Tin Hau, królowej niebios i opiekunki rybaków. Wejścia pilnują dwa kamienne lwy, a wewnątrz oglądać można wizerunki Tin Hau w welonie i ślubnym nakryciu głowy. Zgodnie z tradycją, pełno tu też kadzidełek, zarówno w formie cienkich patyczków jak i tych spiralnych.
Ciekawa wydaje sie kukła różowego konia, która to jest ofiarą dla zmarłych. Po złożeniu w świątyni, jest ona palona w wielkim piecu.
Po całym dniu zmęczeni i głodni postanowiliśmy zjeść... kebab'a :) Nie uwieżycie jakie wielkie podekscytowanie nastąpiło, gdy zobaczyliśmy turecką restauracje. W całym Hongkongu próżno szukać kebaba... wreszcie mieliśmy okazję zjeść coś innego, niż tylko ryż i makaron :P
Wieczór spędziliśmy odpoczywając na głównej promenadzie, podziwiając malowniczy krajobraz zatoki, portu jak i samej miejscowości.
Życie nocne na wyspie trwa w najlepsze aż do późnych godzin nocnych. Restauracje są przepełnione, szczególnie te serwujące owoce morza.
Właśnie do akwariów owych restauracji nabrzeżnych trafiają zdobycze kutrów rybackich z wyspy Lamma.
Natomiast sami rybacy i ich rodziny wolny czas spędzają na piciu piwa w niezbyt przyjaznym dla oka otoczeniu.
W nocy oprócz przystani promów, doskonale oświetlona jest cała wioska wraz z 3 kominami elektrowni...
Przed udaniem się na prom, zaśpiewaliśmy jeszcze 'Sto Lat' koleżance z Grecji, która to miała urodziny tego dnia:) Nawet udało się zrobić pamiątkowe zdjęcie pod napisem 'Happy Birthday' w jednej z kanjpek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz