Po dość grubej piątkowej imprezie, większość nas spędziła sobotę w akademiku odsypiając. Ja jednak chciałem coś zwiedzić, a że kumple nie umieli się zdecydować co chcą zwiedzać, to sam pojechałem sobie do Hong Kong Park.
Obejmuje on ogrody, szklarnie, muzea, galerie, ptaszarnie, place zabaw, sztuczne jeziora i wodospady. Wszystko to otoczone jest murem drapaczy chmur i potężnymi górami.
Przechadzka po 10-hektarowym parku, który doskonale łączy sztukę ogrodniczą z pięknem natury, pozwala odpocząć od tłoku na ulicach Central.
Swój spacer zacząłem od wejścia na okrągłą wieżę Vantage Point, na szczycie której znajduje się taras widokowy. Rozciąga się stąd imponujący widok na Central, można też dostrzec cieśninę Victoria Harbour.
Dalej zagłębiłem się w Dziedziniec Tai Chi, sąsiadujący z wieżą, i otoczony murem, rankiem i wieczorami pełny jest miłośników tej sztuki walki.
Próbując znaleźć drogę do ptaszarni, zatrzymałem się na chwilę przy Olympic Square - amfiteatrze wzorowanym na tych z Grecji. W niedziele oraz święta można tu obejrzeć koncerty, sztuki i przedstawienia teatru lalek.
Dalej odwiedziłem najbardziej efektowny obiekt parku - Ptaszarnię im. Edwarda Youde'a.
Ochrzczona imieniem miłującego przyrodę gubernatora Hongkongu, jest jedną z największych tego typu obiektów na świecie.
W ażurowej konstrukcji, której wnętrze stanowi miniaturową i udaną replikę tysiącletniego tropikalnego lasu deszczowego, mieszka osiemset ptaków należących do stu gatunków.
Można je oglądać z bliska, idąc po drewnianej kładce, która na rozpościera się na poziomie koron drzew, a ok. 15m niżej wije się strumień.
Po wyjściu z ptaszarni idąc w kierunku Szklarni Forsgate'a, można zobaczyć jeden z ładniejszych budynków z czasów kolonialnych - wiktoriański Rawlinson House. Obecnie mieści się tam urząd stanu cywilnego.
Niestety Szklarnia Forsgate'a była już zamknięta (do 17.00), a jest ona największą w południowej Azji. Jest ona wbudowana w zbocze, z której wypływa wodospad.
Spada on wprost do sztucznego jeziorka, które otoczone jest ścieżkami i tarasami, pozwalając na odpoczynek w bajecznej scenerii.
Ciekawym pomysłem jest poprowadzenie ścieżki wprost za wodospadem, dzięki czemu możemy być świadkiem niecodziennego widoku.
Spacerując spotkałem fotografa wraz z panią młodą, która nie wstydziła się popatrzeć też i w mój obiektyw :)
Dolna część parku oprócz stawu pełnego złotych rybek, pełny jest rzeźb, kamieni pamiątkowych i kolorowych drzew.
Bardzo żałuję, że było też za późno na odwiedzenie Muzeum Serwisów do Herbaty we Flagstaff House. Skromna bielona fasada, kolumnady na werandach i wielkie okiennice czynią z Flagstaff House jeden z najpiękniejszych przykładów architektury kolonialnej na wyspie.
Obok znajduje się Ścieżka Fontann, która prowadzi do głównego wejścia do parku. Można tu spotkać małe dzieci korzystające z okazji do ochłody :)
Udając się do wyjścia, spotkałem jeszcze rzeźbę maskotki targów EXPO 2010 w Szanghaju :P
Idą za ciosem i chcąc wykorzystać fakt, iż jestem w tej części miasta, postanowiłem udać się do Ogrodów Zoologicznych i Botanicznych, które znajdują się na południe od HK Park.
Nie było to daleko, więc się skusiłem, jednak nic niesamowitego też nie zobaczyłem. Oprócz tropikalnej roślinności, możemy tu spotkać wiktoriańskie założenia ogrodowe altany widokowe i wybiegi dla zwierząt.
Są to najstarsze ogrody w Hong Kongu - otwarto je w 1864 roku. Istnieją dwie części - stara i nowa. Niektóre wybiegi w ZOO są dość ciasne, jednak można na nich zobaczyć bardzo wiele azjatyckich gatunków fauny.
Po kilku godzinach spędzonych w parku i zoo, miałem już dość i postanowiłem wracać. Przechodziłem przez dzielnicę Central i nabrzeże, które nabrało malowniczych kolorów zachodzącego słońca.
Po posiłku w Subway'u (tak - wreszcie jakaś 'europejska' kanapka) udałem się na przystań promów Central Pier, która mieści tuż u podnóża wieżowca IFC. Szczególnie w nocy przystań prezentuje się wyśmienicie.
Do przystani cumują wszystkie promy z Victoria Harbour. Dostaniemy się stąd do Tsim Sha Tsui, Hung Hom oraz na wszystkie wyspy dookoła (m.in. Lamma Island, Cheung Chau i Lantau).
Udało mi się również uwiecznić jedyną zachowaną dżonkę, która w nocy wozi turystów pod czerwonymi żaglami na 3 masztach. Jest to jeden z symboli Hongkongu.
Kolejna ciekawostka to reporterka lokalnej telewizji przygotowująca się do wywiadu. Potrzebowała podestu, aby wykonać materiał do tv :)))
Po przepłynięciu na stronę Kowloon, udało mi się załapać na cykliczny pokaz świateł, czyli Symphony of Lights.
Właśnie wtedy najwięcej ludzi gromadzi się na promenadzie oraz wokół fontanny przy zabytkowym zegarze.
Udając się do akademika zakończyłem sobotę z 'naturą w mieście' :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz