czwartek, 15 lipca 2010

Dzień 10 - wyścigi konne, targi i welcome party

Na kolejny dzień weekendu - niedzielę - miałem zaplanowany wyjazd na plażę, jednak z powodu braku chętnych, zmieniłem plany. Otóż ludzie w Hong Kongu uwielbiają hazard, a całe miasto słynie z organizowanych przez cały rok wyścigów konnych. Już 125 lat temu zbudowano pierwszy tor wyścigowy na wyspie, natomiast stosunkowo niedawno zbudowano kolejny na obrzeżach miasta. Właśnie tam wybraliśmy się na ostatni dzienny wyścig konny w tym sezonie.
 
 

Obiekt w Sha Tin jest imponujących rozmiarów - przygotowany na największe tłumy. Podobno 6 mln z pośród 7 mln mieszkańców ogląda i obstawia wyścigi. Jest to ewenement na skalę światową. 
 
 

Na trybunach otwartych na które wstęp kosztuje zaledwie 10HKD możemy znaleźć zarówno biednych jak i bogatych, tubylców jak i obcokrajowców. Ci bogatsi mają swoje osobne wejścia i trybuny. W części tylko dla członków znajdują się restauracje i wygodne, klimatyzowane pomieszczenia.
 

 
Wszyscy obstawiają w jednej z 6 wariantów zakładów. Win, Place, Quinella i inne pozwalają na obstawianie konia lub kilku koni na konkretne miejsca, lub zajęcie dowolnych 1-3 miejsc. Możliwości jest sporo, a kumulacje sięgają kilku milionów dolarów. 
 
 
Wyścigi odbywają się co pół godziny i jest ich 12. Podczas, gdy konie zbliżają się do mety, emocje sięgają zenitu i całe trybuny na stojąco skandują numery obstawionych koni. 
 


Podczas przerw można schować się w klimatyzowanych halach gdzie oprócz okienek z kasami, barów i poczekalni odbywają się liczne losowania nagród itp. 
 

 

Miejsca siedzące są prakycznie całkowicie zajęte przez ludzi obserwujących wyniki na ekranach TV.
 
 
Na koniec mogę powiedzieć, że w całym mieście rozmieszczone są punkty 'Hong Kong Jockey Club' w których można obstawiać wyścigi.
 

Po kilku wyściagach postanowiliśmy wracać, jednak przez dzielnicę Mong Kok. Słynie ona z centrów handlowych, a także ulicznych marketów. Jako, że była niedziela to w centrum handlowym przewijały się tłumy ludzi. 
 

Przechodząc przez jedno z nich, zaciekawił mnie fakt, iż w restauracjach są specjalne stanowiska komputerowe z grami dla najmłodszych - ciekawa sprawa. 
 

Kolejnym punktem naszego spaceru był 'Bird Market'. Jest to niezwykły targ na którym możemy kupić przeróżne ptaszki, klatki i wszystko co się wiąże z ptactwem.
 
 

Niektóre największe papugi są naprawdę imponujące, a ich właściciele pozwalają na przytrzymywanie niektórych na rękach.
 
 

Z tamtąd niedaleko już było do 'Flower Market'. Jest to uliczka w całości wypełniona kwiaciarniami.
 
 

Co ciekawe w większości kwiaciarni znajduje się istna dżungla, wśród której przeciskają się pracownicy, którzy własnoręcznie składają wiązanki i przygotowują kwiaty na sprzedaż. 
 

Różne są rodzaje sklepów, jedne są mniej atrakcyjne, drugie znów eleganckie, oferujące dodatkowe akcesoria.
 

Wracając w stronę akademika przeszliśmy jeszcze przez 'Ladies Market', gdzie mimo nazwy można kupić wszystko - nie tylko damskie artykuły. Jest on podobny do 'Temple Market' jednak oferuje produkty w niższych cenach, bo nie jest już tak popularny wśród turystów. 
 
 
Ciekawe są stoiska, na których sprzedawcy prezentują najnowsze rozwiązania techniczne. Posiadają mikrofon i zachęcają do kupna np. nowoczesnego prysznicu, wyciskarki pasty do zębów, noży, drylowania owoców czy też pojemników próżniowych. 
 

Na koniec kupiłem sobie kokosa, którego zawatość pije się przez słomkę :) 
 

Stojąc na skrzyżowaniu zostałem także poproszony o pozowanie do zdjęcia, bowiem pewna indonezyjka chciała sobie zrobić ze mną zdjęcie. Wciąż obcokrajowcy są tu egzotyką :)

To jednak nie koniec dnia... otóż na wieczór zostało zaplanowane Welcome Party. Składaliśmy sie po 50HKD i dziewczyny z IAESTE przygotowały nam chińską kolację.
 

Sposób przygotowania i spożywania jest nieco dziwny. Otóż na stołach stoją elektryczne kuchenki, na których gotuje się mięso, warzywa, pierogi, parówki itp. 
 

Zasada jest taka, że jeżeli coś wypływa to jest gotowe. Na bieżąco więc dorzuca się surowe jedzenie, żeby po 10-15 min można je było zjeść. 
 

Ważnym dodatkiem są sosy... słodki chilli do kurczaka, sojowy, ostry chilli, miodowy i inne.Ogólnie jedzenie jest dobre jednak z uwagi na długi czas gotowania, trwa to bardzo długo. Niestety mój żołądek drugie dnia był nieźle powykręcany od tych potraw, także następnym razem muszę mniej mieszać :D Po kolacji była mała impreza, dołączyli się ludzie z akademika itp. Jednym słowem - pozytywnie :)
 
 
Ps. Poniżej zdjęcie chińskich szachów :)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz