Na czwartek mieliśmy zaplanowane wspólne wyjście do centrum Kowloon na nocny market Temple Street. Jest to długa ulica na której rozstawione są stragany z najprzeróżniejszymi rzeczami. Możemy tam kupić dosłownie wszystko, od cichów, biżuterii i butów, po pamiątki, elektronikę i zabawki.
Co ciekawe większość z nich to podróbki znanych i drogich producentów. Zegarek "Rolex'a" , krawat "Armani'ego" czy pasek "Dolce & Gabbana" można nabyć za grosze.
Po krótkim spacerze udaliśmy się do lokalnego baru, które ponoć są tu bardzo popularne ze względu na specyficzny sposób przygotowywania dań. Otóż wszystkie posiłki podawane są na takich mini-patelniach (garnkach) prosto z pieca. Powoduje to, że ryż na brzegach jest przypalony i po skończeniu dania, można go zdrapać i schrupać. Ponoć chińczycy to uwielbiają :)
Jeżeli chodzi o dania jakie zamówiliśmy to były to: żaby, ostrygi w omlecie, małże, wołowina i kurczak mocno smażony i inne. Do pica zamówiłem sobie piwo ryżowe, podczas gdy lokalni uwielbiają mleko sojowe. Oczywiście wszystko je się za pomocą pałeczek, a do dyspozycji jest jeszcze miseczka i łyżka, która jest strasznie nie wygodna :P Nie da się zebrać całej zawartości łyżki ustami... trzeba jakby trochę wystawić zęby lub pomóc sobie pałeczkami.
Sam bar był raczej obskurny i nieestetyczny. Ściany były brudne, a stoliki i krzesła metalowe. Jest to taki prawdziwy chiński fast-food :) W okolicy jest wiele takich barów i są oblegane przez lokalnych mieszkańców.
Po posiłku postanowiliśmy przejść dalej przez market. Jedną z jego części jest miejsce dla wróżbitów. Otóż obok siebie stoi kilkanaście namiotów, w których możemy poznać swoją przyszłość. Tzw. 'fortune-teller business' jest nieźle rozwinięty i mimo tego, iż wróżenie z ręki to niezła bzdura, to i tak ruch jest spory.
Z innych ciekawostek marketu Temple Street można wskazać stoiska z bielizną i akcesoriami erotycznymi. Nie ma tu żadnego tabu - 'zabawki' są sprzedawane normalnie obok innych rzeczy.
Każdego dnia market oprócz tubylców jest pełny obcokrajowców, dlatego też ceny są wyższe, niż na tych lokalnych, oddalonych od centrum.
Wzdłuż marketu na parterze budynków znajdują się różnego rodzaju sklepy i kramy. Mnóstwo jest punktów z tanią elektroniką o podejrzanym pochodzeniu, jednak można też spotkać całkiem ciekawe i oryginalne miejsca z pamiątkami itp.
Szczególnie warto spróbować owoców morza w jednej z sąsiadujących restauracji :)
Zapomniałeś wspomnieć o specyficznym zapachu unoszącym się wszędzie wokół restauracji. :) Na tyle ciekawym, że niektórzy goście spoza Azji mają problemy z przełknięciem czegokolwiek.
OdpowiedzUsuń